|
|
| Autor | Wiadomość |
---|
Suga Uczennica
Liczba postów : 103
Join date : 28/08/2016
| Temat: Ulica Słoneczna Pon Wrz 05, 2016 4:35 pm | |
| Prosta ulica, idąca w głąb dzielnicy, wpadająca od razu w ulicę główną. Dość łatwo ją znaleźć, nawet jeśli jest się porządnie zgubionym. Wystarczy iść w odpowiednią stronę i będziemy na drodze do wyjścia z tego rewiru. Jeśli nie pomylimy stron... |
| | | Suga Uczennica
Liczba postów : 103
Join date : 28/08/2016
| Temat: Re: Ulica Słoneczna Sob Wrz 17, 2016 10:03 am | |
| Każdy, kto nie znałby Sugi, stwierdziłby, że się zgubiła. Albo wygląda na takiego typowego rebela, który postanowił sobie wyrazić swój bunt w takim dziwnym miejscu, jakim jest ta ulica. Ale tak nie było, choć nie przeczę, że jest świadoma swojego położenia. Problem mógł nastąpić jedynie taki, że było to działanie dość bezcelowe; przyszła tu z braku lepszego pomysłu, jakiejś równie porywającej alternatywy. Lubiła spokój, jaki poniekąd panował w Ivory, nie to co w jej Rossie. Wciąż przypomina sobie o tej cholernie dziwnej sytuacji, jaka miała miejsce stosunkowo niedawno, na tym cholernym placu Morskim. Do dziś niezbyt rozumie, co tam zaszło, ale wolałaby chyba się w to nie zgłębiać. Wiedziała, że jej okolica potrafi być dość niebezpieczna, ale nie sądziła, że w biały dzień jakiś idiota wyjdzie z wiatrówką i będzie rzucać rurami, którymi spokojnie można było co najmniej człowieka uszkodzić. A jak się nimi rzucało, to tym bardziej, jeszcze się to cholerstwo gdzieś wbije... Nazwisko (imię? pseudonim?) Tratch póki co się w jej główce wyryło i wie, kogo na pewno powinna unikać. W pewnym momencie się zatrzymała. Ubrana była w prosty biały T-shirt, na który narzuciła czerwony bezrękawnik z zaciągniętym na głowie kapturem. Na nogach oczywiście czarne legginsy i jakieś nieco rozwalone trampki. Chciała ubrać coś z dłuższym rękawem, jednak nie mogła nic znaleźć, zupełnie jakby jej szafa postanowiła połowę swojej zawartości pożreć. Możliwe, że jej matka znowu pomyliła ciuchy. Zdarzało się to dość często, co delikatnie irytowało Sugę. Tak więc skończyło się na przydużawym bluzce... która wyglądała nawet na męską. Dziewczynie to jednak nie przeszkadzało, a dopóki było w miarę wygodnie, dopóty nie narzekała. Zbytnio. Czemu się zatrzymała? Tak po prostu. Przechodziła Słoneczną już parę razy w swoim życiu, ale nigdy nie zważała na to, w którym kierunku. Czy obecnie zmierzała w stronę głównej ulicy? W stronę granicy miasta? Skręciła w jakąś zupełnie ciasną uliczkę? Podczas bezcelowego szwendania się po mieście o tym nie rozmyślała, bo po co? Swoje obowiązki wypełniła, w kieszeni kamizelki trzymała jeszcze telefon, jakby musiała znowu gnać do Ross, żeby załatwić jakąś sprawę. Albo gdyby nagle się okazało, że zapomniała czegoś do szkoły, w takich momentach też gnała do domu. Nie żeby coś, Suga była dość porządną uczennicą, a na pewno taką, która nie lubi dowiadywać się czegoś w ostatniej chwili. Westchnęła i usiadła na schodkach do jakiejś klatki. Patrzyła przed siebie, bo lepszego zajęcia na tę chwilę nie znalazła. Znaczy, nie to, że szukała. Albinoska była tym typem człowieka, który przyjemność i pewien relaks odnajdywał w prostych rzeczach. Oraz we włóczęgach po mieście, chociaż to też zależało od dnia. Najswobodniej oczywiście było w jesień i zimę, bo trzeba się dość dobrze ubrać, więc dla niej to na rękę. Ale w sumie może być czasem trochę zimno... O, chyba zaraz zachód. Ivory zawsze miało ten swój urok. Przynajmniej nie latają tutaj z wiatrówkami. |
| | | Arvo Wszystko po trochu
Liczba postów : 20
Join date : 04/09/2016
| Temat: Re: Ulica Słoneczna Sob Wrz 17, 2016 5:03 pm | |
| Można powiedzieć, że był to dzień jak co dzień w wykonaniu Arvo. Obudził się o nieważne jakiej godzinie, aby zjeść cokolwiek, nakarmić swój cały zwierzyniec, pobawić się z nim i wyjść z domu. Kolejny raz miał zupełnie wolne, więc nie pozostawało mu nic ciekawszego do roboty jak szlajanie się po całym mieście w poszukiwaniu zajęcia co, swoją drogą, bardzo lubił. Sytuacja była nawet stabilna, bo zdążył sobie zarobić trochę pieniędzy, więc do końca tygodnia miał za co żyć, a rachunki popłacił, więc brak parcia na szukanie roboty. No i w razie czego zawsze była awaryjna gotówka zachowana na koncie, ale obiecał sobie, że z niej skorzysta w sytuacji "nóż na gardle". W jego rozumieniu był to taki moment, w którym umiera z głodu lub pragnienia. Najwięcej pieniędzy i tak wydawał na swoje zwierzaki. A to żwirek dla kotów, a to witaminy, a to jakaś zdrowsza karma, a to nowe miejsce dla Sonika, a to jakaś dekoracja do akwarium. W taki właśnie sposób żył już trzeci dzień na gotowych, kupnych pizzach i zupkach w kubkach. Przynajmniej jadł coś ciepłego. Tego dnia dosyć szybko wrócił z Ross. Miał ochotę powędrować trochę po swoich okolicach, czyli Ivory i tak właśnie zrobił. Tego dnia nawet ubrany był normalnie. Czarne trampki, czarne spodnie i biała koszulka z fioletowym... kamieniem szlachetnym, który albo był oszlifowanym na kształt typowy dla diamentów ametystem, albo zwyczajnie fioletowym diamentem. Cholera wie jaki był zamysł artysty. To trochę jak z samym Arvo. Jego przechadzka po tej rzekomej nie-części Seagull Bay należała do tych spokojnych i przyjemnych, ale oczywiście do czasu. Trafił w pewne miejsce, które od dawna go ciekawiło, a tam miał pewne bolesne przeżycie. Takim właśnie sposobem kroczył teraz, pogwizdując tylko sobie samemu znaną melodyjkę i... krwawił. Kierował się w stronę własnego domku, pozostawiając za sobą drobny ślad. Szkarłatne plamki co jakiś czas mogły kogoś doprowadzić do jego miejsca zamieszkania niczym zostawiane cukierki w jednej z bajek. Miał zdarte prawe przedramię, z którego spokojnie ściekała sobie krew, aby skapywać dopiero z palców. Prawe kolano również ucierpiało, chociaż znacznie mniej niż ręka. Spodnie były na nim lekko przedarte i ukazywały drobną ranę. Czarnowłosy zdawał się nie zwracać na to uwagi, chociaż to mało powiedziane. Dosadnie rzecz ujmując - miał wyjebane. Jakkolwiek nie kojarzy się to z subkulturą obrońców betonowych włości, którzy ubierali się w ortalion lub bawełnę. Oczywiście to nie tak, że Arvo nie czuł bólu, ale co mógł z nim zrobić? Nie starał się też zatamować krwawienia, bo nie miał czym. Mógł zdjąć z siebie koszulkę i owinąć przedramię, ale po co? Ludzie jak to ludzie - spoglądali na niego i coś tam sobie myśleli albo nawet mówili pod nosem, lecz nikt nie zareagował. Z drugiej strony - to drobne rany, a nie śmiertelne urazy. Gwizdał sobie zadowolony dalej, aż w końcu minął jakąś osóbkę, która siedziała na klatce i jakby nieobecna patrzyła w dal. W sumie to nie zastanawiało go tak bardzo, bo koneserzy takich form odpoczynku, to dosyć powszechna grupa, ale ta duszyczka była ubrana w jakiś bezrękawnik i to z zaciągniętym na głowę kapturem! Co w tym dziwnego? A może to, że jest ponad trzydzieści stopni w cieniu, a cała sytuacja dzieje się w nadmorskim miasteczku? No i właśnie powoli zbierało się do zachodu słońca, więc najgorszy upadł dopiero miał się kończyć. To dziewiętnastolatkowi przypomniało pewną sytuację sprzed tygodnia. Zatrzymał się naprzeciwko zakapturzonego osobnika, który raczej nie był "damą" tych wspomnianych wcześniej ortalionowych obrońców, więc nie musiał się zastanawiać jakiego wulgaryzmu użyć, aby rozmówca zrozumiał jego wypowiedź. Przyglądnął się nawet nieco dokładniej, więc stał tak przez kilka ładnych sekund zanim otworzył usta, by odezwać się swoim dziwnie akcentowanym na "t" i "r" angielskim. - Siemasz. Zgubiłaś klucze? - i to właśnie była ta sytuacja, którą sobie przypomniał. Ponad siedem dni temu gdzieś wypadła mu zawartość prawej kieszeni, a przez to właśnie stracił dostęp do swojego mieszkania. W plecaku miał bluzę, a była godzina pierwsza w nocy, tak więc spał na ławeczce przy klatce schodowej w tym ubraniu, aby rano pójść do prawdziwego właściciela, a właściwie właścicielki mieszkania i wybłagać zapasowy komplet kluczy. Stał tak w oczekiwaniu na jakąś odpowiedź, a tym momencie... kap, kap. Krew sobie dalej kapała. To przypomniało mu o kolejnej rzeczy. - Masz może chusteczkę? - skoro już się zatrzymał, to czemu nie skorzystać z okazji, nie? No, no właśnie. |
| | | Suga Uczennica
Liczba postów : 103
Join date : 28/08/2016
| Temat: Re: Ulica Słoneczna Sob Wrz 17, 2016 7:16 pm | |
| Ciepło? Gorąc? Fakt, grzało równo, ale jej to musiało nie przeszkadzać albo skutecznie okłamywała siebie, że na dworze jest zaledwie dwadzieścia stopni. Nie najmądrzejszym posunięciem z jej strony było założenie czarnych legginsów, ale w sumie nie myślała nad doborem kolorów. Przynajmniej ma białą bluzkę, o. Co z tego, że na niej jeszcze był bezrękawnik? Żałowała jedynie tego, że nie spięła mocniej włosów, chociaż w jej przypadku jest to nie lada wyczyn. Zwykle musi się nieźle z tym namęczyć, bo jak tył jej głowy był niemal nie do złapania, to o tyle przód mocno wpadał jej w usta na przykład. Ech, te kobiece problemy. Jednak tak siedząc, nawet nie myślała o tym, żeby przeklinać to cholerne słońce. Suga całkiem lubiła się wygrzewać, tyle że w domu. Wychodzenie wymaga od niej co najmniej pół godzinnych przygotowań, bo to musi poszukać odpowiednich ciuchów, to się musi wysmarować kremami z odpowiednio dużym filtrem, no i jeszcze upewnić się, że ma wszystko przy sobie? Co to jest wszystko? Zwykle telefon, słuchawki douszne i dokumenty. Tak, nosiła wszędzie ze sobą dokumenty, chociaż jak ktoś raz widział ją w szpitalu, ten mniej więcej się orientuje, że to ona jest tą panienką od szpitala. Skoro o szpitalu mowa... Nie zamierzała iść na medycynę, bo to kompletnie nie jej działka, ale samą instytucję już przejmie. Ktoś ten burdel musi tam ogarniać, a Suga całkiem dobrze sobie radzi z tego typu robotą. Nigdy do jej łba nie wejdą te skomplikowane terminy, nie umiałaby chyba zachować spokoju, mając świadomość o stopniu skomplikowania danej operacji. Ale też po prostu nie przepadała za biologią. Jednak jako córka dwóch lekarzy (no dobra, pielęgniarki i chirurga) powinna jakieś tam pojęcie mieć o tych najprostszych sprawach. Jak zresztą każdy obywatel, przecież przeszkolenie trzeba mieć. A jednak jak czasem zobaczy krew cieknącą z palca, to się zacina. Dosłownie. Następuje zawieszenie w funkcjonowaniu całego organizmu. Czasem. Zwykle jej się to tak mocno nie zdarza. Raczej. Jak już wspominałam, Suga nie należy ani trochę do osóbek lękliwych, co jednak nie zmienia faktu, że da się ją przestraszyć. Na przykład nagłym rzutem kluczem francuskim przed nosem. Drgnęła, jak tylko usłyszała czyjś głos. Ze spokojem jednak odwróciła się do chłopaka, który nagle przy niej wyrósł. Omiotła jegomościa nieco badawczym spojrzeniem, mrużąc delikatnie oczy z powodu zachodu. Nie stała może idealnie na trasie promieni słonecznych, ale wystarczyło to, aby zaczęło ją to uwierać w oczy, jakkolwiek by to nie brzmiało. Niczego podejrzanego w samym chłopaku raczej nie było, zresztą chyba na rycerzy ortalionu jeszcze za wcześnie. Skarciła siebie w myślach, że prawdziwy rycerz nigdy nie śpi, a przynajmniej gdzieś tak słyszała. Niekoniecznie chciała przypominać sobie czy jest jakieś postępowanie w przypadku wybitej szczęki. Ale jak patrzyła na tego nagłego gościa, to stwierdziła, że raczej jej mordy nie obije. Ba, okazał troskę, a to już jakiś plus. Mrugnęła parę razy, bo, faktycznie, przywitał się i nawet o coś zapytał. Zabawnie mówił. Słychać u niego było akcent, którego nie potrafiła określić. Wiedziała jedynie, że istniał. Pokręciła głową. Nie, nie zgubiła kluczy, bo gdyby tak w istocie było, to zapewne nie byłoby jej tutaj, a latałaby po Ross, zastanawiając się, gdzie mogła je zostawić. Ewentualnie byłaby w trakcie nerwowego wydzwaniania. Miała się już odwrócić, kiedy zauważyła, że koło jego stopy były czerwone plamki krwi. Zmarszczyła brwi i jeszcze raz omiotła spojrzeniem chłopaka... żeby znaleźć zadrapane kolano i zdarte przedramię. Otworzyła delikatnie usta, chociaż natychmiast je zamknęła, bo przecież nie będzie nic mówić. Znaczy, czy w ogóle powinna się odzywać? On wydawał się tym w ogóle niewzruszony, ba, nieświadomy tego, że uchodzi z niego krew. Trochę nie wiedziała, co z tym faktem zrobić i tak siedziała z ręką wyciągniętą w kierunku jego nóg, wskazującą na wciąż sączącą się ranę. Czerwone oczka wpatrywały się w ten widok tak, jakby w tym miejscu lał się strumień czy coś. - Krwawisz - wypaliła cicho, lecz na tyle głośno, że mógł usłyszeć jej głos. Brawo, Suga, umiesz stwierdzić krwotok, chociaż o jakim my tu krwotoku mówimy. Trochę się tam mu coś sączy, coś tam mu kapie, ale chłop stoi i, mało tego, ma się dobrze. Gdy zrozumiała, że zostało jej zadane pytanie, musiała przez chwilę je realizować, aż w końcu wyciągnięta w jego stronę ręka zaczęła szukać w jednej z kieszeni chusteczek. Czy ona miała chusteczki? Skądże, prawie nigdy ich nie brała, a jak już jakieś miała, to pewnie włożyła do torby milion lat temu, kiedy miała katar i nie chciało się jej wyjąć. Jednak odruchowo jeszcze chciała upewnić się, że faktycznie tych chusteczek nie ma. Wyjęła ręce z kieszeni i rozłożyła ręce, znowu wbijając wzrok w jego nogi. Znowu otworzyła usta, chociaż nie wiedziala po co. Ale jak już je otworzyła, to wypadałoby coś powiedzieć. - I... I tak chodzisz przez pół dzielnicy? - zapytała jakby z niedowierzaniem, jakby z pretensją, jakby bezradnie. Córka dwóch osób powiązanych z medycyną niezbyt wie, co ma zrobić, bo podszedł do niej nieznajomy z krwawiącym kolanem. Fajnie. Wyjęła z kieszeni parę drobniaków i wskazała za siebie, jakby pytająco. Czy mam leźć do sklepu? Co ja mam, do cholery, zrobić? Skonsternowana Suga jest skonsternowana. |
| | | Arvo Wszystko po trochu
Liczba postów : 20
Join date : 04/09/2016
| Temat: Re: Ulica Słoneczna Nie Wrz 18, 2016 4:19 pm | |
| Różne osoby spotykało się w Seagull Bay i to pozostawało niezmienne. Zresztą to nie była jakaś wyjątkowa cecha tego miasta, bo zapewne każde mogło się pochwalić czymś podobnym. Zmierzam jednak do tego, że mieszkańcy dzielili się na dwa typy względem wyglądu. Jedni byli delikatnie opaleni tak naturalnie od tego nadmorskiego słońca, a drudzy wyglądali jak przysmażone skwarki, bo wylegiwanie się na plaży to zapewne ich pasja. Arvo był sobie takim drobnym wyjątkiem, który powoli, powoli wpasowywał się w tych pierwszych. Może i naturalnie miał jasną karnację, ale bezlitosne promienie słoneczne nie oszczędzały nikogo. Szkoda, bo lubił swój odcień skóry. Taki łagodny. Wyjątkiem nad wyjątkami musiała być zaczepiona dziewczyna. Ciężko było nie zauważyć jej opalenizny, a raczej braku takowej. To za mało, bo naturalnie nawet bez rumieńców od tej przeklętej gwiazdy, wokół której krążyliśmy, nikt nie wyglądał tak... blado. Czarnowłosy wpadł natychmiast na tysiące różnych możliwości. Ma białaczkę... Ta myśl nawet go trochę poruszyła. Zrobiło mu się jej szkoda, ale skąd pewność, że ma rację? Zakładał też, że jest z jakiegoś kraju podobnego klimatem do jego rodzimego, no i że jest zwyczajnie jakimś piwnicznym dziwakiem, który nie wychodzi ze swojego pokoju praktycznie nigdy. Powoli zaczął jednak łączyć kolejne fakty. Białe włosy, białe rzęsy i jakieś nienaturalne oczy. Ciężko mu było dostrzec ich prawdziwą barwę, gdyż słońce wszystko utrudniało. Profesorem medycyny nie był, ale domyślił się, że nieznajoma cierpi na albinizm. Kiedyś sobie myślał, że fajnie by było ją mieć, bo zawsze marzyły mu się takie bielutkie włoski, ale później poczytał o niej więcej i dowiedział się o tej części tego schorzenia, o której nie mówiono, gdyż była mało atrakcyjna. Problemy ze wzrokiem i skórą szczególnie go zniechęcały. Pokręciła głową. Nie zgubiła kluczy. Dobrze dla niej. Wskazała gdzieś. Szare oczy podążyły za kierunkiem. Arvo pochylił się w bok i zrozumiał o co jej chodzi. Nawet odezwała się. Istny demon rozmów. A ile w niej było energii! Jak wyciągnie od niej jeszcze kilka słów, to będzie musiał ją zanieść do domu, gdyż ta wyczerpie całe rezerwy. W gruncie rzeczy nie miał nic przeciwko takim cichutkim osobom. Ba! Nawet czuł się przy nich tak przyjemnie. Ciężko to było określić. Bywał głośny, impulsywny, roztrzepany, a takie spokojne duszyczki tworzyły wokół siebie aurę, którą bardzo lubił. Kojarzyła mu się z harmonią, w której dzięki nim i on może brać udział. Przyjemne, przytulne uczucie - jak kubek gorącej herbatki w chłodny, jesienny dzień. - Krwawię. - odezwał się równie krótko co ona. Takie drobne przedrzeźnianie. Obserwował jak nieznajoma szuka po kieszeniach chusteczek, a gdy okazało się, że ich nie posiada, to wzruszył ramionami. Trudno, miał swoją w prawej kieszeni. Jedną i pomiętą. Jakoś sobie poradzi. Nagle! Znienacka! Kolejne słowa! I teraz jakby więcej w nich mocy. Spokojnie dziewczyno, bo dostaniesz zadyszki. Uśmiechnął się nieznacznie na tą myśl. - Przez całą. Na drugim końcu Ivory jest malutki skatepark. - powiedział i dosyć gwałtownie wskazał gdzieś prawą ręką za siebie. Wymach sprawił, iż kropelki krwi na jego przedramieniu oraz dłoni poleciały trochę na ulicę, a trochę na ścianę budynku obok. - Jeździłaś kiedyś na desce? - zapytał, ale nawet nie czekał na odpowiedź. - Zawsze jak przechodziłem tamtędy, to mi się podobało jak jeżdżą w tych takich miskach jakby w ziemi. Podbiłem i zapytałem czy mogę spróbować. Nie wyglądało to na trudne. Stajesz na brzegu, przechylasz się i jedziesz. Myślałem, że umiem. Oni też tak myśleli. Dali mi deskę i... no i jak widać. Pozbierałem się, podziękowałem i poszedłem. To chyba nie dla mnie. - opowiedział jej ot tak. Jak miał ochotę o czymś powiedzieć, to mówił niezależnie czy druga osoba tego chciała, czy nie. Wskazała za siebie. Dlaczego? Arvo nie rozumiał, więc zignorował, bo nagle przypomniał sobie o tej chusteczce. Skierował lewą dłoń do prawej kieszeni i usilnie starał się w ten niewygodny sposób wyciągnąć ją. Chwilę się pomęczył, aż nagle wydarł... tylko pół. Rozdarła się. Westchnął lekko. - Przepraszam na chwilkę. - rzucił i odwrócił się do nieznajomej plecami, aby móc wysmarkać nos. Po wszystkim zmiętą chusteczkę wrzucił do kosza, który stał zaraz obok. Od razu lepiej. Katar dręczył go od ładnych kilku dni i wykorzystał całe opakowania chusteczek tego dnia, aż została mu jedna. I ona nie wystarczała, dlatego właśnie prosił o kolejną. Odwrócił się ponownie do dziewczyny z lekkim uśmiechem. Wskazał na swoje włosy palcem lewej ręki, więc nie rzucał krwią naokoło jak wcześniej. - Zawsze chciałem mieć białe włosy. Myślisz, że wyglądałbym fajnie? - zapytanie osoby, która posiadała taką barwę wydawało mu się najrzetelniejszym źródłem informacji na temat "czy będę prezentował się spoko". W końcu znała zapewne plusy i minusy takiego kolorku. |
| | | Suga Uczennica
Liczba postów : 103
Join date : 28/08/2016
| Temat: Re: Ulica Słoneczna Wto Wrz 20, 2016 5:53 pm | |
| Albinizm jest generalnie odbierany jako coś niezwykle szpanerskiego, dopóki nie trzeba się z tym samemu użerać. A tak przynajmniej uważała Suga. Oczywiście czasem się spotykała z westchnieniami zachwytu i zazdrości. A to jej niezwykle dziwacznych oczu, a to jej niemal idealnie białej cery, a to jej naprawdę ładnych włosów. Gorzej było, jak z tej idealnej bieli przechodziła w bycie przezroczystą, bo ten widok jest niezbyt przyjemny. Albo jak dostaje poparzeń, bo krem z filtrem niezbyt zadziałał tak, jak oczekiwała. Ale też spotykała się z bezczelnymi pytaniami czy reakcjami pokroju zobaczenia ducha. Albo menela, jak kto woli. Spoko, przyzwyczaiła się, że niektórym taka niezwykle jasna panienka wydaje się odrażająca. Kiedyś dostała prosto w twarz pytaniem, czy aby na pewno żyje, bo jej bladość jest tak nienaturalna, że nie wie, co ma myśleć. Nie spotkała się nigdy z tym, żeby jej z tego powodu coś zabraniali i raczej nie spodziewa się, żeby coś takiego było. Ktoś by musiał mieć serio nudne życie, żeby szukać z nią z tego powodu zwady. Różni są jednak ludzie. Widzę, że krwawisz. Cieszy mnie, że jednak też jesteś świadom tego, że krwawisz. Obserwowała jego poczynania i patrzyła, jak przy gwałtowniejszych ruchach kolejne krople krwi spadają na ziemię. Czuła się trochę jak w slapstickowej komedii, gdzie główny bohater zdaje się nie czuć tego, że ma w czole wbity gwóźdź i krwawi. Albo ma siekierę w ramieniu i krwawi. Lub też po prostu krwawi. A ona jest tą skonsternowaną, która próbuje delikatnie zasugerować, że coś jest nie tak. Jednakże tak się nie dzieje, bo główny bohater okazuje się gadułą i nie daje w ogóle dojść do słowa drugiemu. Wrażenie zostało spotęgowane przez fakt, że nie zdążyła nawet pokręcić głową, kiedy zostało jej zadane pytanie o jazdę na desce. Umiejętność oceniania własnych możliwości przez tego osobnika jest niezwykle wybrakowana. Albo po prostu działał pod wpływem impulsu, o co bym go podejrzewała. W ogóle zaczynam mieć powoli wrażenie, że gdybym miała opisać osobę bezmyślną, to przed oczami będę miała tę postać. Może sprawia po prostu takie mylne wrażenie? Nie jestem w stanie przewidzieć, co się może stać. Dość wolno przytaknęła głową, cały czas patrząc na chłopaka nieco pytająco, choć teraz doszła do tego lekka konsternacja. Nie zrozumiał jej gestu, więc w myślach machnęła tylko na to ręką i opuściła dłoń. Oglądała jego poczynania, jak próbował wyjąć jakoś dziwnie coś z kieszeni. Czyżby przypomniał sobie, że on sam ma jednak chusteczkę? Gdy usłyszała ciche rozdarcie, przytaknęła sobie w myślach. Dlaczego tak bardzo utrudniasz sobie życie? Chyba że tak masz po prostu na co dzień. Albo uważasz, że tak jest zabawniej. Ale to męczące. Zakreślaczem w swojej główce dopisała adnotację, że ten osobliwy koleżka ma osobliwe zwyczaje. I lubi rozmawiać. Wróć, lubi mówić, niekoniecznie musi się to spotkać z jakąkolwiek odezwą z jej strony. Sytuacja ta jednak stawiała ją w sytuacji patowej, a jej konsternacja jeszcze bardziej wzrosła, kiedy ten jegomość użył chusteczki... do wydmuchania nosa. Mózg Sugi postanowił w tamtym momencie wykonać fikołka i zgłosić błąd w procedurze. Zastanawiała się, czy delikatnie przypomnieć, że krwawi. Ale chyba nie ma takiej potrzeby. Ponownie pokiwała głową niepewnie, wolno i z dozą niepewności. Szybko jednak została wciągnięta do rozmowy, więc otworzyła usta, po czym znowu je zamknęła. Bo co miała mu odpowiedzieć? "Słuchaj, stary, kolor biały w większości przypadków wygląda zajefajnie i tylko przegrywy życiowe wyglądają jak starsze osoby"? Oczywiście mogłaby mu odpowiedzieć jednym słowem, ale miała wrażenie, że jej zdanie będzie miało dość spory wpływ na chłopaka. Nieco się skrzywiła, bo niezbyt wiedziała, co ma zrobić. Ach, ta nieśmiałość. Przystąpiła więc do jakichś oględzin chłopaka. Na pewno nie był stąd, bo miał wyraźny akcent w mowie, którego jednak Suga nie potrafiła określić. Zerwała się jednak na nogi, bo stwierdziła, że powinna w sumie wstać. Albo przynajmniej mniej krępujące będzie, jak będzie mówić cicho, a on jej nie dosłyszy czy coś. - Powiedziałabym... że pasuje ci do karnacji. Na pewno by nie kontrastowało. Czy wyglądałbyś... fajnie... - zaczęła niepewnie, badając nieco grunt i reakcje chłopaka. - Ciężko mi jest stwierdzić. Nie spotkałam chyba jeszcze człowieka, który wyglądałby tragicznie w tym kolorze. A ma on swoje plusy, zwłaszcza w lato, bo się nie nagrzewasz. Tylko, no... Ja nie muszę się martwić o odrosty. - Delikatnie przechyliła głowę i podrapała się po karku. Cały czas utrzymywała niepewny kontakt wzrokowy. Oczywiście, że się czuła nieswojo, bo została zapytana przez zupełnie przypadkową osobę, czy dobrze mu będzie w białych włosach. - Jeśli... jeśli to chcesz wiedzieć. Zależy, co chcesz wiedzieć... - Ostatnie słowa wypowiedziała dość cicho. Wstydliwa, wstydliwa Suga. Ale chciała mieć pewność, że dobrze odpowiedziała na zadane pytanie. Poprawność była dla niej dość ważna. |
| | | Arvo Wszystko po trochu
Liczba postów : 20
Join date : 04/09/2016
| Temat: Re: Ulica Słoneczna Wto Wrz 20, 2016 8:38 pm | |
| Gdyby tylko tę sytuację obserwowała siostra Arvo, to byłaby dumna ze swojego brata, że pierwszy raz ukazuje siebie w dosyć normalnym świetle. Nie zachowuje się jak totalny dziwak, który albo przedawkował leki psychotropowe, albo ich nie brał wcale. Obie opcje równie straszne. Co ciekawe, nawet tak... zwyczajne jak na czarnowłosego zachowanie potrafiło wywołać określenie "osobliwy". Całkiem uroczy eufemizm. Czas jednak działał na niekorzyść nieznajomej, bo Fin powoli zaczynał się rozkręcać. Robił się coraz śmielszy i uznawał tą przypadkową sytuację za typowe spotkanie się z kimś, więc postanowił sobie pogadać. Biedna, cicha albinoska. Pewności siebie dodawał mu fakt, że białowłosa wpatrywała się w niego dosyć intensywnie. Ewentualnie to tylko takie mylne wrażenie spowodowane jej kolorem tęczówek. No, była jeszcze opcja, że Arvo coś zrozumiał na opak. Myślał, że zainteresował swoją osobą zaczepioną dziewczynę, a była tak przyjemnie cichutka, że żal mu było się z nią rozstawać. Nawet jak krwawił. Zresztą była to drobna rana - nie umrze od utraty krwi. Nawet gdyby stracił jej na tyle, że zemdlałby, to przecież nie padłby w jakimś odludziu, a przed samymi stopami tej zakłopotanej białowłosej. Chyba zadzwoniłaby gdzie trzeba, prawda? Przynajmniej liczył na taki ludzki odruch, bo on już wykazał się drobną troską. W skrócie - dla czarnowłosego problemu nie było w takim staniu, rozmawianiu i traceniu szkarłatnego, dosyć cennego płynu ze swojego ciała. Jak coś to problem będzie miała nieznajoma. Biedna, cicha albinoska. Nagle! Błyskawicznie! Jak grom z jasnego nieba! Wstała. I to szybko. Przez chwilę to on był gotowy ratować ją, a nie na odwrót. Już myślał, że mu fiknie do tyłu, bo krew nie dopłynie do mózgu z tego raptownego podniesienia się. Albo wyłoży się jak długa, bo organizm będzie niedotleniony z powodu takiego gwałtownego wysiłku. Oczywiście przesadzał, ale według Arvo, to białowłosa już była niemalże leniwcem, którego ruchy są powolne i rzadkie - podobnie jak wypowiedziane słowa. Tylko leniwce nie mówią. Mniejsza z tym. Skłamałby, gdyby stwierdził, że się nie przestraszył. Serce mu dwukrotnie zabiło w jednej chwili i aż sapnął. Spokojnie, dziewczyno, bo wykończysz nas oboje. Powiedziałby na głos, gdyby nie to, że albinoska zaczęła mówić, a takiego wydarzenia nie można było zakłócać. Uśmiechnął się nieco szerzej, gdy usłyszał, iż kolor pasowałby mu do karnacji. Nagle spoważniał. Odrosty. No tak, nie pomyślał. Przecież musiałby się farbować non-stop, aby zachować idealną biel. Szczególnie z tego wyjątkowo czarnymi włosami. Jeszcze żeby miał jakiś taki mniej intensywny odcień tej czerni, ale nie - prawie ventablack. Pokiwał głową jakby rozważał coś niesamowicie ważnego. - Rozumiem, rozumiem. - mruknął wpatrzony gdzieś w dal, chociaż wyjątkowo daleko nie mógł patrzeć, bo dookoła budynki. Z pewnością jednak obiekt obserwacji był daleko za dziewczyną. - Czyli musiałbym się martwić odrostami. Hmmm, nie umiem malować włosów. Pomalowałabyś mi i pokazała jak to robić? Nie będę przecież tak często chodził do fryzjera. Podobno malowanie jest drogie, nie? - jaki to był problem, aby zapytać nieznajomą o taką przysługę? Przecież wcale nie była to sytuacja dziwna. Wcale nie krwawił. Właśnie! Przecież wciąż nie znali swoich imion. Należało się jakoś poznać skoro mają mieć tak przyjacielskie relacje. No, przynajmniej według Fina. On z wielką chęcią zaprzyjaźniłby się z tak przyjemnie spokojną osóbką. Wpadałby do niej tylko po to, aby usnąć - takie to odprężające dla niego. - Tak w ogóle, to jestem Arvo Vasara. Miło poznać. - powiedział dosyć radośnie i wystawił prawą, zakrwawioną rękę w stronę białowłosej. Chwilkę mu zajęło przetrawienie, że to ta brudna dłoń. Szybko zmienił na lewą, a następnie uraczył dziewczynę jeszcze szerszym uśmiechem. Nagle coś do niego dotarło. Minę utrzymał, ale w głowie miał istny chaos. Prawa ręka była cała we krwi, ale lewą nie powinno się witać. Co zrobić w takim momencie? Obejmowanie nie wchodziło w grę, bo pobrudziłby ją. Pocałunek w policzek? Na przywitanie chyba spoko. I nie pobrudzę. I tak w głowie powstał plan, który polegał na uścisku lewej dłoni, o ile albinoska ją poda, a następnie wymierzeniu buziaka w policzek. Za tym wszystkim nie stał żaden szatan, ani zboczenie Arvo. Był niewinny jak dziecko, które nie wie, że uczyniło źle. Dla niego było to idealne wyjście, aby odpowiednio się przywitać bez brudzenia swoją posoką innych. Tak więc o ile mu się udało, to stanąłby z drobnym uśmiechem zupełnie nieświadomy tego co uczynił. Biedna, cicha albinoska. |
| | | Suga Uczennica
Liczba postów : 103
Join date : 28/08/2016
| Temat: Re: Ulica Słoneczna Sro Wrz 21, 2016 5:15 pm | |
| Oczywiście, że Suga okazałaby pomoc. Już pomijając fakt, że jako córka dwóch lekarzy i to jeszcze właścicieli szpitala poczułaby jakiś obowiązek podjęcia akcji, to po prostu nie byłaby w stanie zostawić tak kogoś. Chociaż jest osóbką introwertyczną i niezbyt chcącą pokazywać emocji nad wyraz, nie zostawiłaby tak drugiej osoby. Nawet jeśli ma do czynienia z osobnikiem naprawdę... dziwnym. Na tę chwilę jeszcze określała go mianem "osobliwego", bo tak sobie nie wypada mówić. Znaczy, będzie tę wersję utrzymywała tylko w swojej głowie, ale jakoś tak nie chciała od początku go skreślać jako dziwaka (zaznaczę tylko w tym miejscu, że ona nie ma nic do dziwaków, broń Boże!). Zastanawiała się, czy to on się nakręca, bo ona na niego patrzy, czy to ona na niego patrzy, bo on się nakręca. Postawione samej sobie takie oto pytanie było dziwne, ale w sumie nie mogła znaleźć na nie odpowiedzi. Bo jeśli to była jej wina, to nie chciała. Nie potrafiła inaczej, bo jak już nawiąże kontakt wzrokowy, to potem niezwykle ciężko jest jej go zerwać. Inna sprawa, że teraz jakoś wolała go nie zrywać, bo jeszcze chłopak coś odstawi. W tym momencie spodziewała się po nim wszystkiego - nawet wykonania salta na betonie. Uniosła brwi na widok skupienia i powagi, jaka się na chłopaku wymalowała. Nie sądziła, że można tak zareagować w sprawie czegoś, co teoretycznie można odwrócić. Bo podobno farbę można jako tako zmyć, ale ona sama nigdy nie próbowała i zbytnio się w ten temat nie zagłębiała. Nigdy nie odczuwała potrzeby farbowania swoich włosów, a szczerze mówiąc, to nawet nie była pewna, czy może farbować. Dlatego zostanie w swojej albinoskiej bieli. - Nigdy w życiu nie malowałam włosów... - powiedziała po chwili, próbując jeszcze zastanowić się, na co on może patrzeć, bo taki lekko nieobecny wzrok ją zastanawiał. W ogóle zastanawiała ją cała ta postać, jaka przed nią stoi. Nie sądziła, że mogłaby być kiedyś tak bardzo skonsternowana, jak jest teraz. - Zresztą... Chyba powinieneś je wcześniej rozjaśnić. Nie jestem pewna... czy takie ciemne włosy dałyby się tak pofarbować od razu na biało. Jeszcze wyjdzie jakiś szarawy czy coś... - mówiła dość niepewnie, ale na pewno głośniej. A to już postęp. Wypowiadanie się na temat czegoś, z czym niezbyt miała styczność, nie należało do jej ulubionych tematów rozmowy. W ogóle skąd pomysł, że to ja miałabym ci włosy robić...? Znamy się dosłownie pięć minut, a ty już mnie chcesz prosić o przysługę? Kreśliła wyimaginowanym zakreślaczem kolejne adnotacje. Poza tym, cały czas krwawisz. Nie to, że wytykam, ale chyba powinieneś coś z tym zrobić, nie? Wciąż nie znam Ivory tak dobrze jak Ross... A tymczasem chłopak się przedstawił. Arvo? Vasara? Dziwne imię. Dziwne nazwisko. Gdybym miała je gdzieś przydzielić... Jasna karnacja przypomina mi raczej Europę, szczególnie tę północną. Ale jego akcent i godność nie mówią niczego zbytnio. Niemniej... dziwne imię. Chociaż czy ja mam prawo się na ten temat wypowiadać? Przeniosła w końcu wzrok z chłopaka na wystawioną przez niego rękę, a raczej na podmienioną rękę. Nie miała żadnego problemu z tym, że została jej podana ręka lewa, a bardziej z tym, że nie wiedziała, jak ma się przedstawić. Ponieważ on przedstawił się z imienia i nazwiska, czy więc ona powinna zrobić to samo? Chwila, czemu to zrobił? Czyżby od razu zakładał, że ich znajomość nabierze wartości większej niż zwykłe rozpoznawanie się na ulicy? Przełknęła ślinę. - Suga. Suga Stein-Byouinzaka - powiedziała w końcu, decydując się na pełną godność, bo tak de facto on tak się przedstawił. Zaraz potem niepewnie podała rękę. A potem odruchowo dała mu w twarz. Znaczy, wyciągnęła gwałtownie rękę, która zdecydowanie naciskała na jego policzek, a co za tym idzie - chłopak całkowicie odwróconą głowę w prawo, z jej ręką na lewym policzku. Dopiero po chwili zorientowała się, jaka zaszła sytuacja, co spowodowało natychmiastową reakcję - poczuła, jak jej uszy robią się ciepłe. Zawsze zaczynała się rumienić od uszu, a dopiero po chwili czerwone rumieńce wypływały jej na twarz. Co wyglądało w jej przypadku niezwykle specyficznie, bo potrafiła nagle być dosłownie purpurowa, jeśli nie bordowa. Zabrała rękę z jego twarzy z niemym piskiem (wyglądało to jak gwałtowne nabranie powietrza) i z braku lepszego pomysłu zaciągnęła kaptur jeszcze bardziej. - Z... z każdym się tak wylewnie witasz? - zapytała już nieco żywiej, okazując jeszcze więcej konsternacji. Jeszcze nigdy w życiu nie wiedziała, jak ma się zachować i czego się spodziewać. I nie sądziła, żeby chodził ktoś tak osobliwy jak Arvo. |
| | | Arvo Wszystko po trochu
Liczba postów : 20
Join date : 04/09/2016
| Temat: Re: Ulica Słoneczna Pią Wrz 23, 2016 5:51 pm | |
| Salta na betonie niestety Arvo nie był w stanie wykonać, gdyż go nie potrafił. W sumie nie umiał też jeździć na deskorolce, a spróbował od razu czegoś bardzo trudnego. Jednak do uznania, że było to salto, to musiałby wylądować na nogach. Albo chociaż obrócić się, a nie do końca był przekonany czy potrafi coś takiego. Może na trampolinie, ale na betonie? Zapewne akrobacja skończyłaby się na szybkim uderzeniu twarzą o ziemię. Oprócz rany na kolanie i przedramieniu miałby jeszcze złamany nos. Wtedy może uznałby, że warto jednak pośpieszyć się, aby coś zaradzić na tą krew. Aktualne obrażenia nie przekonywały go do tego. Nie malowała włosów. Czarnowłosy nie był zaskoczony, bo jakby miał naturalnie tak ładne, białe kosmyki, to pewnie też by ich nie chciał zmieniać. Mogło mu się też tylko tak wydawać. Może dziewczyna marzyła o takich kruczoczarnych jak on miał? Jak zwykle nie docenia się tego, co się ma. Rozjaśnianie brzmiało zagadkowo. Arvo nigdy nie słyszał o czymś takim jak "rozjaśnianie". Pomyślał, że to właśnie użycie jaśniejszej farby niż nasz naturalny kolor, ale po wypowiedzi albinoski wywnioskował, iż musi być to coś innego. Tylko co? Jak rozjaśnia się włosy, aby później je malować? Ponownie wyłączył się na chwilę, gdyż pochłonęły go zastanowienia nad tym tematem. Niektóre kwasy sprawiają, że barwa z ubrań znika. Tak samo żrące detergenty. Czy rozjaśnianie to wkładanie głowy do miski z jakimiś chemikaliami, które wyżerają nam kolor? Ta myśl skutecznie odwiodła go od pomysłu zmiany swojego wizerunku. Nie uśmiechało mu się traktować swojego ciała jakimiś dziwacznymi specyfikami, które dosłownie je niszczą. To nie mogło być zdrowe dla włosów. Jeszcze by mu wypadły, a cenił swoją fryzurę. Suga. Suga Sztejn-Bjoni...ini. Bjoini...inzaka. Suga Sztejn-Bjoinzaka. Bond. James Bond. Chciał skomentować niesamowitą kombinację brzmień w imieniu i nazwisku dziewczyny, ale nie zdążył. W sumie to nie wiedział nawet czy to same imiona, a może dwa imiona i nazwisko. Nie miał czasu na zastanowienie, gdyż z myśli wyrwało go uderzenie. No, nie przesadzajmy. Albinoska to nie Rocky Balboa, aby wymierzyć "uderzenie". To był raczej... zwyczajny plaskacz. Dostał z liścia, chociaż całkiem silnego liścia. Nie żeby go jakoś bardzo to zabolało, chociaż od razu poczuł nieprzyjemne odrętwienie na skórze oraz gorące uczucie. Parzyła go. Trafienie było nawet na tyle silne, że nieprzygotowany Arvo zmienił kierunek patrzenia. Chwilę jeszcze Suga trzymała dłoń na jego twarzy. To akurat najbardziej go zastanowiło. Czemu tak zrobiła? Po czymś takim chyba natychmiast się zabiera rękę, a ona sobie potrzymała ją jeszcze kilka sekund. Może chciała upewnić się, że spojrzę tam w prawo? Oczywiście ta myśl była jedynie żartem. Czarnowłosy był "osobliwy", ale nie głupi. Co prawda brakowało mu wiedzy na różne tematy, ale inteligentna z niego bestia. Szkoda, że nie robi z tego użytku. Kiedy tylko odsunęła od niego dłoń, to on znów wrócił wzrokiem do niej. Była... umierała? W życiu nie widział tak czerwonej osoby. Zapewne to przez jej albinizm, ale i tak wyglądało to nieco niepokojąco. Dostarczył jej tyle emocji, że nawet wykonała gwałtowny ruch, a teraz krew w niej krążyła zapewne jakoś szybciej. Jak doprowadzi do jej zgonu z tych wrażeń, to nie pozbiera się z tego. - Zjebałem, co? - zapytał retorycznie zwyczajnym tonem. Jakby nic się nie stało. Oberwanie z liścia było wystarczającą odpowiedzią. - Nie powinno się chyba witać lewą ręką, a prawą nie mogłem, bo bym Cię pobrudził. Obejmowanie się też nie wchodzi w grę, więc buziak to najrozsądniejsza opcja. Tak się chyba ludzie witają, nie? - mówił i przyglądał się jak terminatorowi znanemu również jako Suga. Suga Sztejn-Bjojininininjzaka. Te zagraniczne nazwiska były szalone. Arvo Vasara - proste i krótkie. Westchnął głośno. Nie chciał wkurzyć biednej, cichej albinoski. Ani nie chciał jej skrzywdzić. Wyszło jak wyszło. I tak był zaskoczony, że dalej stała przed nim. Nie uciekła. Albo nie chciała się z nim rozstawać, albo nie wiedziała co zrobić. Obie opcje były na rękę chłopakowi. - Wybacz, nie chciałem. Znaczy... chciałem, ale nie chciałem, żeby to tak wyszło. Znaczy... chciałem aby wyszło to tak, ale żeby efekt był inny. Że no, chciałem wybrać najodpowiedniejszą opcję przywitania. Nie wyszło. Kiedyś Ci to wynagrodzę, ale nie teraz. Po tym wszystkim jakbym zaproponował nagle wyjście gdzieś razem, to dopiero wyszedłbym na podejrzanego, co nie? - starał się nieco wytłumaczyć o co mu chodziło, a także to, że nie miał nic złego na myśli. Nie chciał wykraść buziaka, nie chciał zastraszyć dziewczyny, ani nic z tych rzeczy. Był niewinny w pewnym stopniu. Oczywiście na tyle, na ile mógł. Potarł się lewą dłonią po nieprzyjemnie gorącym policzku. Musiał mieć czerwony ślad jej dłoni na twarzy. Świetnie, tylko znaku zboczeńca mu brakowało. Chociaż akurat jemu nie przeszkadzały krzywe spojrzenia innych. Zazwyczaj się patrzyli nieprzychylnie na Arvo. Nie można było zarzucić tym ludziom czegokolwiek. Czarnowłosy był dziwakiem, chociaż przyjaznym i dobrym. Bariera poznania go była jednak zbyt ciężka do pokonania. - Nieładnie tak bić rannego. Jedno muszę Ci przyznać - potrafisz zrobić użytek z tej dłoni. A, właśnie, rany. - przypomniał sobie o tym, że krwawi. Ból policzka skutecznie mu na jakiś czas pomógł w zignorowaniu bólu przedramienia. Zdążył się też przyzwyczaić do niego. Polizał rozcięcie, tym samym zlizując krew i prowizorycznie "oczyszczając" ranę. - Ślina chyba pomaga w regeneracji, prawda? - postanowił zapytać, bo nie był pewien. Coś mu się obijało w głowie, że niby rany łatwiej się zasklepiają, ale w ślinie jest mnóstwo bakterii i ran nie powinno się lizać, ale gdzie by się przejmował czymś tak błahym. Nawet nie przejmował się, że przed chwilą dostał w twarz. Teraz zachowywał się jak gdyby nigdy nic, a na jego twarzy gościł drobny uśmiech. Co złe - to zapominamy. Takie było mniej-więcej jego podejście. |
| | | Suga Uczennica
Liczba postów : 103
Join date : 28/08/2016
| Temat: Re: Ulica Słoneczna Sob Wrz 24, 2016 8:30 pm | |
| Kiedyś usłyszała, że trzeba rozjaśnić włosy, żeby je odpowiednio dobrze pofarbować. Ale to się tyczyło chyba tylko niektórych kolorów i pewnie tylko tej konwersji z ciemnego w jasny. Jeżeli chłopakowi dość szybko odrastają włosy, to pewnie by miał trochę problemów z tymi odrostami. A jak przebiega rozjaśnianie - nie miała pojęcia. Kiedyś usłyszała, że to dość szczypie. Jak już wspominała, nigdy nie musiała się o to martwić, bo miała taki, a nie inny kolor włosów oraz o innym nie myślała. W pierwszej chwili zdziwiło ją nagłe oklapnięcie entuzjazmu chłopaka co do farbowania włosów, ale pomyślała, że pewnie nie spodobała mu się koncepcja rozjaśniania włosów i tego, co się pod tym terminem kryje. Zwłaszcza, że chyba miał tak wielkie doświadczenie w tej dziedzinie, co ona, czyli niemal żadne. W sumie to może i lepiej, bo się nie musiała wymigiwać od niezręcznej sytuacji, w której to on napiera, żeby pomogła mu w farbowaniu. A ona się bardzo nie zna na farbowaniu. Nie mówiła, że jej imię i nazwisko są normalne, bo na pewno do normalności im daleko. Ale też nie powiedziałaby, że normalne jest Arvo Vasara, bo ono nie brzmiało ani angielsko, ani japońsko, Brzmiało dziwnie i w języku, którego ona na pewno nie znała. Nie zdziwi się, jak przekręci jej nazwisko, ale ciężko jest przekręcić imię. Suga, bardzo łatwo przecież wymówić. Niektórzy tylko przesadzają i kojarzą je od razu z angielskim sugar, co dość, delikatnie mówiąc, irytuje dziewczynę. Tyle że z powodu swojej niechęci do okazywania emocji trzyma to w sobie, ale z jej postawy często da się to wyczytać. Ona jest tym typem człowieka, którego da się emocje określić po postawie, ale nie po mimice. Poniekąd to ona faktycznie umierała, bo umierała w środeczku, kiedy myślała o tej całej sytuacji. Wykańczała ją jej własna nieśmiałość w tym wypadku i niezwykła nieprzewidywalność chłopaka, z jakim ma okazję teraz rozmawiać. Nawet nie poczuła, że jej ręka poszła na spotkanie z policzkiem jegomościa i ocknęła się dosłownie po fakcie, kiedy już próbowała przekręcić chłopakowi głowę. Nie wiedziała nawet, czy włożyła w to jakąś siłę, chociaż sądząc po zaczerwienieniu na twarzy Arvo, to musiała trochę jej tam włożyć. Oczywiście zabrała już rękę, ale wciąż miała wrażenie, że dotyka jego policzka, a to uczucie było naprawdę nieprzyjemne. Jeszcze jak na nią spojrzał, to ona instynktownie odwróciła głowę, żeby uniknąć jego spojrzenia. Zaczęła gwałtownie się wachlować ręką, żeby tylko jakoś ten rumieniec powstrzymać, bo wiedziała, że musiała się robić coraz bardziej czerwona i, co najgorsze, nie był to za przyjemny widok. Dlaczego tak w sumie przed nim stała? Była zbyt skonsternowana, żeby uciec. A teraz jeszcze dziwna rezygnacja obiegła jej ciało, kiedy zaczęła wysłuchiwać niewzruszonego wytłumaczenia. Ten Arvo sprawiał, że miała ochotę załamywać ręce, ale z drugiej strony nie wiedziała czemu. On był po prostu rozbrajający. Tak, to dobre słowo. - Nie... nie pomyślałeś o tym, że mogłabym cię uderzyć, bo jesteś nachalny? - zapytała szczerze. Zdumiona była jego tokiem myślenia. Tak, na pewno był rozbrajający. - Nie miałam nic przeciw temu, jakbyś nie podał mi ręki, zważywszy na to, jak wyglądasz. Nawet kiwnięcie głową załatwiłoby sprawę... Znaczy, tak, ludzie się tak witają, ale... niekoniecznie jak się poznają. - Wachlowanie się ręką nie przynosiło żądanego efektu. Właściwie niemal w ogóle nie działało, a jej się robiło coraz cieplej. Nie dość, że pogoda dopisywała, chociaż to był już de facto schyłek dnia, to jeszcze ubrana była tak, a nie inaczej. W końcu jednak przestała się wachlować i najpierw kątem oka spojrzała na Arvo. Zaraz potem znowu się do niego odwróciła i założyła ręce na piersi. - Spoko, jasne, rozumiem. Chyba rozumiem. Tak, brzmiałbyś nie tyle co podejrzanie, ale niepokojąco. Więc ja bym pewnie próbowała się jak najszybciej ulotnić. Fakt, że jeszcze tu stoję zadziwia mnie tak bardzo, jak twój tok myślenia. Spojrzała z lekkim zmieszaniem na ten lekki ślad, jaki został mu na policzku. Czuła się jakkolwiek winna, a już na pewno skonsternowana całą tą sytuacją. Proszę zauważyć, że słowo "skonsternowana" pojawia się co najmniej kilka razy, ale to doskonale oddaje cały charakter tego spotkania i tej sytuacji. Chciała znowu uciec wzrokiem od rany, kiedy usłyszała uwagę od strony chłopaka. Może nie znowu tak gwałtownie, ale od razu spojrzała na niego obojętnie. Obojętnie, chociaż dało się wyczytać, że trochę trafił na zadrę. Że jakby pociągnął temat, to wiedziałby, że się ona zirytuje, chociaż nie będzie mógł tego zobaczyć - tylko to będzie wiedział. Tyle że ta rzekoma irytacja szybko minęła, nie zdążyła nawet otworzyć ust, bo ten... zaczął się lizać po ranie. Zmarszczyła tylko brwi, jakby nie zrozumiała pytania. Bo faktycznie czegoś nie rozumiała, a tym czymś było zachowanie Arvo. Zawsze wiedziała, że w Seagull Bay mieszka sporo dziwnych osób, ale dzisiejszy okaz przechodził jej najśmielsze oczekiwania. Wskazała na jego rękę, a jej niewypowiedziane pytanie zawisło w powietrzu. Otworzyła nawet usta, po czym je zamknęła i zabrała rękę, na chwilę zakrywając usta w geście zamyślenia. Chwilę tak stała, aż w końcu się zwróciła wprost do niego. - A jak myślisz? Uczyli cię, że masz polizać ranę? Bo ja, szczerze mówiąc, słyszę o czymś takim po raz pierwszy. I mam dziwne wrażenie, że właśnie w ten sposób tylko sobie poprawiasz ewentualne zakażenie - powiedziała ostrożnie, patrząc z wyraźną konsternacją. A tak w ogóle, to może powinnam zapytać rodziców... Wybił mnie tym pytaniem trochę z rytmu, bo chociaż jestem prawie pewna, że to nie tak działa, to nie mogę pozbyć się zwątpienia w to. Rzeczywistość przy nim wydaje się dziwna. Wszystko wydaje się dziwne. On wydaje się dziwny. Znaczy... Osobliwy. |
| | | Arvo Wszystko po trochu
Liczba postów : 20
Join date : 04/09/2016
| Temat: Re: Ulica Słoneczna Nie Wrz 25, 2016 5:31 am | |
| Z wymową imion i nazwisk bywało różnie. Gdyby czarnowłosy przeczytał zapis pełnej godności albinoski, to zapewne miałby niemałą zagwozdkę jak to odczytać, by nie pokaleczyć tego zbytnio. Tak to przynajmniej usłyszał od niej samej brzmienie, więc wystarczyło naśladować. Nawet to nie było łatwe w ostatniej części. Bjoinzaka. Chyba. Nie spotkał się chyba z przypadkiem błędnej wymowy jego imienia i nazwiska. Arvo Vasara. Prościej się nie da. To raczej nawet niemożliwe, aby źle je rozczytać. Przyglądał się jej, jak ta próbowała wachlowaniem zmniejszyć to zaczerwienienie. Okej, "zaczerwienienie" można użyć kiedy mowa o rumieńcach, a nie jak czyjaś skóra zmienia barwę na szkarłatną. Nasz dziwaczny bohater dalej był zdumiony jak czerwona jest Suga. Był też lekko zdezorientowany, bo nie wiedział czy w przypadku tej osóbki, to czy to do końca zdrowe. Wydawała mu się taka skrajnie delikatna. Nie że charakterem, chociaż też troszkę. Chodziło mu o ciało. Rozumiał, że jego postrzeganie, to wina albinizmu dziewczyny. Blady odcień skóry, czerwone oczy i białe włosy. To wszystko kojarzyło się podświadomie z chorobą. Nawet jak wiedział, że jej schorzenie raczej nie jest tak poważne, to mimo wszystko jakoś obawiał się. Swoją drogą - miała całkiem gładką skórę. Przyjemną w dotyku. W sumie wiele dziewczyn taką miało. I to na kilka sekund znów wyłączyło Arvo. Czy ich skóra jest gładka, bo są dziewczynami, czy z powodu, że są dziewczynami, to dbają o nią jakimiś kosmetykami i dlatego jest taka fajna? A może to i to? W sumie jaką ja mam skórę? Może też mam taką zajebiaszczą skórę. I po tej myśli pogładził się lewą ręką po prawym ramieniu, tuż nad raną, więc nie pobrudził się. Całkiem-całkiem. Miła w dotyku. Więc od tego momentu delikatnie "głaskał" się po ręce. Wpadł mu pomysł, aby pochwalić się tym odkryciem z albinoską, ale przecież miała własną jeszcze przyjemniejszą skórę, więc czemu miałaby się zadowalać dotykiem jego. On wolał jej jednak nie dotykać jakoś przesadnie. Nie, nie dlatego, że wyszedłby na zboczeńca czy coś. To mu nawet nie wpadło do głowy. Nie chciał, bo nie wiedział czy jej schorzenie pozwala na coś takiego. Raczej nie ograniczało, ale wolał i tak nie ryzykować. No, nie teraz jeszcze. - Nie. - odparł krótko i zgodnie z prawdą na jej pytanie. Czemu miałby zakładać, że zostanie zdzielony w twarz za bycie nachalnym kiedy chciał się zwyczajnie przywitać? On na początku nie odbierał tego jako coś nieodpowiedniego. To tak jakby założyć, że ktoś Ci przywali, bo powiedziałeś "miłego dnia". Arvo był naprawdę niewinny. - Jak wyglądam? - powtórzył pytająco jej słowa, a jego lewa brew została uniesiona. - Brzydki jestem? - lewa dłoń powędrowała z ramienia na twarz. Dotknął się w policzek, który już nie piekł, ale wydawał się być gorący. Policzek też mam gładki. - Słyszałem sporo na swój temat, ale chyba jeszcze od nikogo, że jestem brzydki. - dodał na sam koniec. Tym razem to on był skonsternowany. Założył, że Suga nie mówi o jego ranach i krwi, a o aparycji. Nie wiedział co jest w nim brzydkiego, więc postanowił zapytać. Siostra kilkukrotnie mówiła, że całkiem przystojny z niego chłopak i szkoda, że w parze z urodą nie idzie fajny charakter. On tam lubił swój wygląd i osobowość, więc jakoś się nie przejmował. Wytykano mu różne cechy, ale jeszcze nigdy wyglądu. No, oprócz właśnie Karin, która była zazdrosna, a to o oczy, a to o włosy. Dziwił ją tok myślenia czarnowłosego. Nie ją pierwszą i nie ją ostatnią. Niemalże każdy kogo spotkał zastanawiał się jakim cudem on dochodzi do pewnych wniosków. Niektórzy próbowali jakoś rozgryźć ten "sposób" analizy jakim się posługiwał, a niektórzy machnęli na to ręką w stwierdzeniu "to maszyna losująca". Co ciekawe - obie grupy miały rację. Miał ten swój dziwny tok myślenia, ale czasami wpadał na coś zupełnie przypadkiem. No i ten jego cały "sposób" bywał przewrotny. Raz prowadził do kosmicznych rzeczy, raz do zaskakująco bystrych stwierdzeń. Różnie bywało. - Tak w sumie, to dziwna jesteś. - wypalił i zaśmiał się lekko, beztrosko. Dopiero zauważył, że od momentu dotknięcia się w policzek gładzi się po nim, aż do tej chwili. Opuścił rękę na wysokość klatki piersiowej i pomachał nią jakby odganiał muchę. To był taki znak zaprzeczenia. - Nie żebym mógł jakoś wypowiadać się na tematy normalności. Doskonale zdaję sobie sprawę, że jestem nieźle sfiksowany, ale taki jestem. Nic nie zrobię. Mniejsza z tym. Chodzi mi o to, że Twoje działania są jakieś takie... jak to nazwać? Nierozsądne? Coś takiego. - w sprawie przemyślanych ruchów też nie miał wielkiego prawa się odzywać, bo był jedną z najgorszych osób w tych sprawach. Nie chodzi o to, że nie zastanawiał się nad tym co chce zrobić. Myślał, ale beztroska sprawiała, że nie dochodził nigdy do przeciwwskazań. No i jego naturalna "dziwność" też przeszkadzała. - Bo wiesz, spotkałem już trochę ludzi i według siostry odwaliłem już wiele akcji. Zawsze mi starała się coś tam tłumaczyć. Wiem jakie zachowania są odpowiednie i widziałem jak inni reagują na jakieś sytuacje. Teraz była taka, że podszedł pod Ciebie nieznajomy gość z jakimiś ranami. Rozpoczął rozmowę, zaczął gadać. Pewnie nie mówił nic typowo normalnego. Nie wiem, tak zakładam akurat. No i później przedstawia się, by wyskoczyć z pocałunkiem w policzek. No i tu zaczyna się zabawna część. Ty - drobna, słabsza, niska albinoska postanawiasz się postawić temu większemu gościowi. Wymierzasz mu policzek. Nie za mocny. Bardziej przypominałby taki, jak się daje komuś kogo dobrze znasz, a przesadził. No i po tym stoisz w miejscu. - kiedy mówił o wzroście, to wskazał zakrwawioną dłonią mniej-więcej dokąd mu sięgała. A było między nimi trochę różnicy. Krew zdążyła już trochę pozasychać, więc nawet nie rozrzucił jej. - Nie wpadło Ci do głowy, że jestem jakimś szaleńcem i takim ruchem możesz mnie wkurzyć? No rozumiesz, w szkołach to uczą jak reagować na jakichś natrętów czy zboczeńców. I moim koleżankom było mówione, aby nie robiły tak nierozsądnych ruchów. Ani żeby nie podejmowały walki same z siebie tylko kontrowały. A już w szczególności niech nie próbują same niczego na większych od siebie. No i kontra miała być obezwładnieniem. Wykręcanie rąk. Jak już atakujesz, to celujesz w krocze, a później uciekasz, aby zawiadomić policję. A Ty nagle wyskakujesz z uderzeniem w twarz i, co ciekawe, stoisz w miejscu. Nie uciekasz. - wytłumaczył jak ta sytuacja wyglądała z jego punktu widzenia. I to całkiem rozsądnego. Jednak miał coś w głowie i mógł to udowodnić. - Dla mnie to świetnie, że tak nie zrobiłaś, bo miałbym kłopoty, a nie chciałem niczego złego, ale w przyszłości radzę być ostrożniejszą. Chociaż to całkiem zabawne, że taka cichutka i drobna albinoska zdzieliła dorosłego, dosyć wysokiego mężczyznę i, najważniejsze, została w miejscu. Jakbyś sprawdzała czy ten cios wystarczy i czy podejmę walkę. - na koniec roześmiał się. Wizja pojedynku z Sugą była komiczna. W jego wyobraźni miała czerwoną przepaskę na głowie i była groźna jak Jean Claude Van Damme w starym "Kickboxerze". Kopnięciem łamała drzewo bambusowe. Twardy przeciwnik. Nie miałby z nią szans ze swoim ulicznym stylem naparzania się po mordzie. Znał kilka ruchów, ale zanim zbliżyłby się, to trafiłaby go nogą w żebra. Połamałyby się jak zapałki. Ciężko utrzymać pozycję, oddech i tempo jak masz pokruszone kości. W myślach przegrał z nią całkowicie. A później polizał ranę i wyskoczył z pytaniem. Uśmiechnął się szyderczo, gdy usłyszał jej odpowiedź. Nie spodziewał się, że ta cichutka albinoska zrobi się nieco zadziorna. Bawiło go to. Jak można się przeliczyć w ocenie człowieka. On zakładał, że będzie taka jak na początku - ledwo wydusi z siebie słowo i prawie się nie poruszy. A teraz? Zupełnie inaczej. - Jaka kąśliwa. - rzucił i pokiwał głową na zgodę. - Tak mi się wydawało, że ślina ma sporo bakterii i z tego powodu lepiej nie lizać, ale też wydaje mi się, że ma coś tam coś tam i to coś tam sprawia, że rany się lepiej goją. - dodał już dosyć zwyczajnie, po czym wzruszył ramionami. - Uczono mnie między innymi jak obliczyć ile będą kosztować arbuzy, jeżeli sprzedawane są nie na kilogramy, a na objętość. Przy założeniu, że są jednakowe. Pracowałem w sklepie, ale mi się nie przydało. Do nauczonej wiedzy podchodzę z dystansem. - odparł i znów na chwilkę się wyłączył. Czy ja w domu mam coś do odkażenia ran? Nigdy nie odkażałem. Przemywałem wodą. Tak jak owoce... to ciekawe. I tak wpadł na ciąg myśli, którymi postanowił podzielić się z Sugą, bo czemu nie. Może pomoże mu w rozwikłaniu tej zagadki. - Nie mam nic do dezynfekcji na mieszkaniu. Rany zawsze przemywałem wodą jak już je w ogóle chciałem oczyścić. Każą przecież opłukać jabłka przed zjedzeniem, aby nie było na nich bakterii, ale z drugiej strony słyszy się, że nie powinno się pić wody z kranu. Są w niej środki do uzdatniania. Chlor czy coś. Rury też nie są pewnie całkowicie czyste. I powinno się ją przegotować lub przefiltrować. W takim razie jak to jest? Czy woda z kranu jest odpowiednia do zmywania bakterii? Czy jedynie zastępujemy zarazki jakimiś chemikaliami? - przez cały czas miał ściągnięte do siebie brwi co wskazywało na to, że jest rzeczywiście tym tematem zaintrygowany i naprawdę próbuje go rozgryźć. Takie miał właśnie momenty jak z kimś rozmawiał. Jedna myśl prowadziła do drugiej, a ta do trzeciej, by później powstała ogromna ich sieć, aż w końcu wpadał na zagadkę, która go ciekawiła i nie mógł jej zostawić ot tak. |
| | | Suga Uczennica
Liczba postów : 103
Join date : 28/08/2016
| Temat: Re: Ulica Słoneczna Nie Wrz 25, 2016 2:20 pm | |
| Nigdy nie zastanawiała się nad tym, czy ma gładką skórę. Ale już zdawała sobie sprawę z tego, że na pewno ma tę skórę niezwykle wrażliwą. Zwłaszcza na poparzenia i słońce. Pod względem ran mechanicznych nie było raczej żadnych odchyleń, bo goiły się jej normalnie. Chociaż domyślała się, że widok takiej bladej skóry musiał przywodzić na myśl papier czy inny równie cienki materiał, który przy każdym najmniejszym pociągnięciu mógł się podrzeć lub pęknąć. Wiedziała też, że z powodu jej budowy wydaje się taka drobna i delikatna, co w sumie jej nie przeszkadzało, dopóki ktoś nie wypominał jej tego na tyle często, że chciała mu zrobić krzywdę. Zdecydowanie taka zmiana podejścia do jej osoby tylko z powodu na kolor skóry ją bawiła. Chyba że chodziło o nagłe oburzenie czy cholera wie co, to już niezbyt ją to bawiło. Nie zastanawiała się jednak, czy ma gładką skórę. Znaczy, dopóki nie było z nią niczego podejrzanego i w ogóle, to raczej nie zwracała na nią uwagi. Dlatego delikatnie ją zdziwił ten gest, że zaczął się pocierać po policzku. Chyba że chciał rozmasować miejsce, w które go uderzyła, ale jeśli go piekło, to czy nie będzie tylko gorzej? Chyba że ma zimne ręce… Ale przy takiej pogodzie mieć zimne ręce to niezbyt fajna sprawa. Czy udziela mi się już jego dziwne rozumowanie, czy już jestem zmęczona tym dniem? - Nie o to mi chodziło – powiedziała szybko. Chciała uniknąć pytania o jego… aparycję. Nie potrafiła go ani zaklasyfikować jako ładnego, ani jako brzydkiego. Zważywszy na to, że rozmawiają ze sobą jakieś piętnaście minut maks. Teoretycznie dziewczyny już zdołałyby określić, czy dany mężczyzna jest w ich typie, mało tego – zdążyłyby już podjąć jakieś kroki w tym kierunku. Na przykład zgrabnie się wymknąć lub spróbować wyperswadować numer telefonu czy coś. Wciąż patrzyła na to, jak pocierał się po policzku. – Twoje rany. O nie mi chodziło – powiedziała. Naprawdę nie miała ochoty określać, czy on jest przystojny, czy nie jest przystojny, ale potrafiła stwierdzić, że krwawił. Chociaż im dłużej się ta rozmowa przeciągała, to tym mniej ulatywała z niego ta ciecz. Można powiedzieć, że prawie już zakrzepła. Albo zaschła. Generalnie nie leciała. Zaczynam się zastanawiać nad poprawnością we własnych myślach, to chyba kolejny etap czegoś. Chciała już mu powiedzieć, że przyganiał kocioł garnkowi, ale zdążyła tylko otworzyć usta. Czuła, jak ciepło z niej schodzi, powoli wraca do optymalnej temperatury, zatem i jej skóra powinna odzyskiwać… powinna tracić na kolorze. Ona dziwna? Nie mogła na pewno powiedzieć, że z wyglądu była normalna, ale nie wydawało się jej, że jej charakter był odchyleniem od normy. Porównując się do takiego Arvo, czuła się wręcz szara. Ale to nie jest negatywne stwierdzenie, ale takie porównanie, żeby mogła ona określić, jak bardzo się różnią. Suga nie ma nic do swojego charakteru, właściwie nawet lubi siebie taką, jaka jest. Spojrzała z lekkim zaciekawieniem na chłopaka, który zaczął jej tłumaczyć swoją perspektywę, jeśli można to tak nazwać. Mówił o tym ze swojego punktu widzenia, ale gdzieś tak po słowie „nierozsądna” słuchała ze zdumieniem. Bo jego wypowiedź miała zaskakująco dużo sensu, jak na kogoś, kto przed chwilą zlizywał swoją krew, będąc przekonanym, że to pomaga. Nie mogła powiedzieć, że zachowała się rozsądniej niż on. Znaczy, w momencie kiedy jakiś przypadkowy człowiek z ulicy chciał jej dać buziaka, to ta dała mu z plaskacza i nawet nie wiedziała, że daje mu z plaskacza. Ruch został wykonany całkowicie automatycznie i, co gorsza, doszło potem do zawieszenia systemu. Słuchała dość uważnie, chociaż to była taka sytuacja, gdzie czuła, że musi siebie wytłumaczyć. No bo to wcale nie było tak, że postanowiła dać mu w twarz, a raczej, że to był jakiś tam system obronny, który tam w jej główce się uruchomił. Czy wpadło jej do głowy to, że mógłby być szaleńcem? Owszem, ale wcześniej, kiedy jeszcze konsternacja jej tak mocno nie obiegła. Bo teraz to raczej było tak, że z własnej dezorientacji została, chociaż mogła ładnie przeprosić i gdzieś pójść. Ba, mogła nic nie mówić i po prostu wstać i odejść. Minąć jak każdego natręta, który żebrze o grosze. Czy coś. Zaczęła się zastanawiać, czy jeszcze pamięta te podstawy podstaw, jakie teoretycznie służą do kontry. Zastanowienie się nad tym przeistoczyło się w lekkie zamyślenie, przez co obecność albinoski na chwilę gdzieś dosłownie wyparowała. Ocknęła się znowu, kiedy stwierdził, że nie uciekała. Fakt, nie uciekała. A teraz co, ostrzegał ją, żeby sobie uciekała? Miała teraz zrobić taktowny odwrót? Akurat dla jej mniemania, gdyby cokolwiek chciał jej zrobić, to by już ją złapał i próbował coś jej zrobić. Chyba że to taka sprytna metoda, która uwzględnia omotanie ofiary, a potem zawleczenie jej za bloki. Chciała móc powiedzieć, że chłopaka na to nie stać, ale ten właśnie wytknął jej, że zachowała się nie do końca tak, jak nakazywałyby podręczniki. Cholera, co tu teraz zrobić? Akurat nie miała do czynienia z takim złożonym przypadkiem zaczepienia i tego dziwnego sposobu nastraszenia. Znaczy, on jej nie straszył, ale ona czuła się skonsternowana i nieco zaniepokojona tym, co może się w sumie zaraz zdarzyć. Najbardziej ją chyba w tym momencie zdziwiło to, że on był pełnoletni. Albo po prostu dodawał sobie latek, żeby nie wyszło, że jest takim wysokim dzieckiem. Już chciała o to zapytać, ale uznała, że to wyszłoby chyba gorzej niż to całe lizanie rany. Delikatnie się załamała, bo faktycznie udzielał się jej sposób myślenia chłopaka. Co też konsternacja robi z człowiekiem, no doprawdy. A ona agresywna nie była. Co prawda nie lubi się złościć i widok jej zdenerwowanej jest czymś naprawdę niezwykłym. Ale bez przesady. Wizja nowego karate kida czy innego wojownika w spódnicy jest naprawdę ujmująca, ale na samą myśl o tym skręcało jej kiszki od zażenowania tym wyobrażeniem. Dlatego też przemilczała ten cały wywód, chociaż na chwilę odwróciła wzrok. Oczywiście w geście pewnego zażenowania samą sobą. Nie sądziła, że ktoś, kto liże swoje rany, będzie ją pouczać i to do tego dość celnie. Zadziorna? Ja? Skądże, nie szukam zwady, ale czuję wewnętrzną degradację. Trochę to rozbrajające jest, jeśli nie bardzo. Właściwie jest to bardzo rozbrajające. Na chwilę zsunęła kaptur, kiedy ten mówił, żeby uklepać sobie fryzurkę. Przejechała palcami po nierównej grzywce, całymi dłońmi po bokach głowy i przetarła kark. A zaraz znowu nałożyła kaptur, przy okazji znowu poprawiając grzywkę. - Gdyby tak było, to pewnie uczyliby tego w szkołach. I radziliby tak w szpitalach i przychodniach – stwierdziła. Już chciała coś dodać, ale została zalana nagłym potokiem słów o wartości iście filozoficznej. Po jego wypowiedzi jeszcze przez chwilę myślała, przetrawiając to, co do niej powiedział. I tor myśli. Powiedział o tym, że nie ma niczego do dezynfekcji w mieszkaniu, a teraz pieprzy coś o bakteriach i myciu owoców. – Wody dotyczy to chyba w większych ilościach… A zresztą nie wiem. Tak czy siak się trujemy. Jednokrotne nieumycie czy jednokrotne wypicie wody z kranu niczego nam raczej nie zrobi… Raczej – odpowiedziała już nieco ciszej, bo znowu nie wiedziała, co on chciał od niej usłyszeć. Ta sytuacja robiła się coraz dziwniejsza. |
| | | Arvo Wszystko po trochu
Liczba postów : 20
Join date : 04/09/2016
| Temat: Re: Ulica Słoneczna Wto Wrz 27, 2016 5:13 am | |
| Nie o to chodziło. Te słowa można było rozumieć na kilka sposobów i Arvo zamierzał je dokładnie przeanalizować jakby zależało od nich jego życie. Najpierw postanowił skupić się na tym, że nie odpowiedziała na jego pytanie. Nie zaprzeczyła, nie potwierdziła, chociaż odpowiedź "nie o to chodzi" wskazywała jednak na fakt, że był brzydki. Jak zapytasz kogoś czy odsuwa się bo śmierdzisz, a on powie "nie o to chodzi", to znaczy, że śmierdzisz, ale nie z tego powodu odsunął się. Idąc tym tokiem myślenia, to Suga uważa mnie za brzydkiego. I tutaj kończyła się pierwsza myśl. Druga rozwodziła się nad tym czy jednak wolała się nie wypowiadać na ten temat i nie zastanawiała się nad jego urodą, więc jedynie sprostowała, że jej wypowiedź nie była skierowana na ocenę aparycji. Jakakolwiek była prawda - wyszło jak w pierwszej opcji na co czarnowłosy się uśmiechnął. Tak, uśmiechał się, bo ktoś uznał go za brzydala. Nie zdarzyło mu się coś takiego, a nowe doznania witał z otwartymi ramionami. Zresztą albinoska też go bawiła jak sprytnie wyraziła swoje zdanie lub wpadła w nieporozumienie. Obie opcje były zabawne. - Czyli nie chodzi o moją brzydotę, a o moje rany? - zapytał widocznie rozbawiony. Nie oczekiwał odpowiedzi, chociaż przeczuwał, że dziewczyna może zacząć się tłumaczyć czy zakłopotać jeszcze bardziej niż już jest. O ile dało się bardziej. Później nastąpił jego długi wywód na temat tego jak dziwna jest Suga. Zdawał sobie sprawę jak to brzmi z jego ust, ale fakty i celne spostrzeżenia nie traciły na swojej prawdziwości nawet jeżeli wypowiadał je ktoś pokroju Arvo. Obserwował jak albinoska powoli nabiera swoje naturalne barwy. Była swego rodzaju kameleonem, bo jak inaczej można określić tak drastyczną zmianę kolorów? Może nie dopasowywała się do otoczenia, ale niektóre kameleony też ssą w takich sprawach. Jest takim upośledzonym kameleonem. Przemknęło mu przez myśl, ale nic więcej z nią nie zrobił, bo wciąż był podczas wypowiedzi. Przyglądał się jak ta powoli odwraca wzrok i chyba czuje się z sekundy na sekundę bardziej niezręcznie. No cóż, chyba miał rację w tym wszystkim. O ile miała farta tym razem, że Fin to jedynie niegroźny, przyjazny dziwak, o tyle nie wiadomo czy następnym razem poszczęści się jej tak samo. To sprawiło, że czarnowłosy wpadł na pewne rozwiązanie, które postanowił jej wytłumaczyć nieco później. Nie skomentowała swojego zachowania. Zatem musiało jej być zbyt głupio, aby podejmować ten temat dalej. Może to i lepiej, że usilnie nie próbowała się bronić i wymigać. Oboje wiedzieli, że było to nierozsądne. Arvo nie zamierzał w sumie więcej mówić na ten temat i prawić kolejnych lekcji. Czuł, że wytknięcie tego wszystkiego było wystarczające i Suga zrozumiała swoje zachowanie. Swoją drogą - Karin padłaby ze śmiechu, gdyby to wszystko słyszała. Jej brat, który wpadł na pomysł zjeżdżania nartami po schodach i skakania z dachu do kupki liści, właśnie ten osobnik prawił komuś kazanie na temat nierozsądnego postępowania. Litości. Kiedy zdjęła kaptur, chłopak jakby na sekundę zatrzymał się w wypowiedzi. Od razu zaczął kontynuować, jednak widać było, że coś go poruszyło. A co to było? Jej białe włosy wyglądają tak mięciutko i gładziutko. Jak... jedwab! Dotykałem kiedyś jedwab? Skąd mam wiedzieć, że to powiedzenie jest prawdziwe? Bawełna jest całkiem przyjemna. Dotknąłbym jej włosów, ale co jak wzięła sobie moje rady do serca i teraz mi przykopie w jaja, a później zgłosi na policję? Jak ją spotkam innym razem to dotknę. Takie drobne postanowienie sobie ustalił. W sumie to czuł, że ją jeszcze kiedyś spotka. No chyba, że rzeczywiście jest piwnicznym przegrywem, który z rzadka wychodzi ze swojego sanktuarium. Wtedy raczej nie trafią na siebie. W sumie to on nie trafi na nią, bo to Arvo całe dni spędzał na łażeniu po mieście albo pracowaniu w co dzień innym miejscu. - W szkole nie uczą wielu przydatnych rzeczy. Jakby chcieli uczyć wszystkiego co przydatne, to szkoła byłaby obowiązkowa do trzydziestki. Nie wiem jak Tobie, ale mi nie uśmiechałoby się chodzić tyle czasu do szkoły. Nie nauczą Cię w szkole domowej medycyny, a jest ona skuteczna. No i z tą śliną - zwierzęta liżą swoje rany, a ich ślina raczej nie różni się od naszej. Coś w tym musi być. - czuł się jakby odkrywał właśnie coś niesamowitego w dziedzinie medycyny. Jakby tworzył teorię, która może zrewolucjonizować obchodzenie się z drobnymi ranami. Doskonale wiedział, że to nic nowego, ale uczucie było prawdziwe. Musiał zacząć testować. Będzie lizał ranę na przedramieniu, a na kolanie nie. Czy ja umiem polizać się po kolanie? Muszę sprawdzić jak usiądę gdzieś. Tak oto tworzyły się dziwne zachowania Arvo. Wpadał na pewne pomysły, które chciał realizować natychmiast. Gdyby teraz tylko siedział lub leżał, to zapewne próbowałby się polizać po kolanie. Niestety stał. Mógł liznąć swoje przedramię, więc ponownie tak zrobił. Dokładnie przejechał językiem po całym starciu, a nawet rozcięciu. Trochę zapiekło, ale czego nie robi się w imię nauki, prawda? No, ekhem. - W małych ilościach wszystko działa inaczej. Jad węży to taki przykład. Więc nie ma różnicy czy jem jabłka umyte pod wodą, czy nieumyte? To w sumie spoko, bo nie zawsze jest kran w pobliżu. Ale jakbym zjadł takich nieumytych jabłek z... - tutaj zmrużył oczy, zastanawiał się dłużej niż można było się spodziewać. Minęło pięć dobrych sekund zanim zaczął mówić dalej. - No z dziesięć jabłek weźmy. Jakbym zjadł tyle, to czy wtedy lepiej byłoby je umyć, czy nie? Co zadziałałoby niekorzystniej w takiej ilości? Chlor czy bakterie? Chyba bakterie, prawda? - taką miał przypadłość, że potrafił rozkładać na tysiące czynników proste sprawy i badać je od różnych stron. Stąd też, w niektórych tematach miał wiedzę na poziomie "profesor tego jednego zagadnienia". Inna sprawa, że takich rozmyślań na dzień miał więcej, a niektóre intrygowały go na tyle, że spędzał później kilka dni na przeszukiwaniu informacji, aż dowiedział się wszystkiego co mógł. Czarnowłosy odkąd skończył szkołę, to przestał uczyć się tego co przydatne lub właściwe, a zaczął pochłaniać wszystko co go interesuje. Raz go interesowało coś użytecznego, raz coś bezużytecznego. Głównie jednak bezużytecznego lub tak mało wykorzystywanego, że i tak nieopłacalna była wiedza na ten temat. Postanowił przejść do rozwiązania problemu, na które wpadł wcześniej. Remedium na tą sprawę miał być jego numer telefonu. Poklepał się dłonią po kieszeniach w poszukiwaniu markera, ale niestety nic takiego nie znalazł. W jaki sposób zapisać? Mógłbym wykorzystać własną krew jako atrament. Ale na czym miałbym napisać? Cholera. Ściągnął ze sobą brwi i westchnął zrezygnowany. Ten stan nie utrzymał mu się zbyt długo, gdyż zaraz znów powrócił drobny uśmiech. - Wpadłem na pomysł. I to bezpieczny dla Ciebie. Zapisz sobie mój numer telefonu. Jakbyś spotkała jakiegoś natręta, potrzebowała czegoś, było cokolwiek nie tak, to podaj mi tylko miejsce gdzie jesteś, a zjawię się w kilka chwil. Zazwyczaj jestem na mieście, więc o ile nie jesteś na drugim końcu, to będę w kilka minut. Ja Twojego numeru nie zapiszę sobie, więc nie musisz się bać, że będę dzwonił. Zresztą, cholera, nie jestem jakimś stalkerem. Tylko jak znowu wywiniesz jakiemuś gościowi numer ze spoliczkowaniem, to możesz wpaść w kłopoty. Żadna to specjalna taryfa dla Ciebie, bo w sumie to nie znam Cię, ale chętnie obiję mordę tym, którzy zasługują. Wiesz, jak Batman trochę. Seagull Bay jest pod moją opieką. Nie żartuję. - czy jednak żartował? Nie. Raz mu się zdarzyło jedynie odgonić jakiegoś pijaczka od licealistki, ale od tamtego momentu czuł się jak wyjęty spod prawa obrońca miasta. Dopiero teraz wpadł na to, że w sumie mógłby zrobić użytek z tego, iż całymi dniami i tak włóczy się ulicami. Nie chodziło tutaj o lubienie Sugi albo nie lubienie jej. Zwyczajnie jak mógł, to chciał pomóc. Fin raz jak przechodził uliczkami Ross, to omal nie oberwał od jakiejś grupki, więc polemizowałby jak bezpieczne bywa Seagull Bay. Jakoś nie chciał słyszeć, że jakaś dziewczyna dostała oklep od pijanych władców osiedla. Ani, że boją się wyjść na ulice, bo zaczepiają ich jacyś napaleńcy. Lepiej być ubezpieczonym. Nawet jeżeli tym "ubezpieczeniem" jest ktoś pokroju Arvo. No, przynajmniej on tak uważał. - Osiem-osiem-zero, osiem-zero-osiem, zero-zero-osiem. - podyktował niezależnie czy wyciągnęła telefon, aby zapisać, czy nie. Nie zamierzał jej przekonywać, że warto. Zrobi jak uważa. Według niego nic nie traciła na posiadaniu do niego numeru. W różnych sytuacjach mogła zyskać. Spojrzał nagle w niebo. Bez większego powodu. Zadarł głowę do góry i... zrobił krok w tył. Zakręciło mu się w głowie. Zdziwił się lekko. Bez przesady, nie straciłem tyle krwi. Prawie nic nie straciłem. To raptem drobna rana. Zatem jaki był powód? Może taki, że ostatni raz jadł przed wyjściem z mieszkania, a ulotnił się z niego o dziesiątej? To raczej to. Nie czuł się głodny. Zapewne przegłodził się i to z tego powodu. Nie czuł się też słabo, ale organizm widocznie miał inne zdanie na ten temat. Nie zamierzał tego komentować na głos. - Zagadałaś mnie, a miałem się pośpieszyć, bo moje koty, rybki i jeż nic nie jadły odkąd wyszedłem. Nie będą zadowoleni. Głodny zwierzyniec, to zły zwierzyniec. Muszę spadać, chociaż niechętnie. Lubię towarzystwo cichych osób. W sumie wcale nie jesteś tak cicha jak zakładałem. Mniejsza z tym. - po tych słowach ponownie polizał się po przedramieniu. Nie zapomniał o swoim eksperymencie. Musiał lizać tę ranę i porównywać ją z kolanem. Metaliczny smak krwi na pusty żołądek nie był zbyt przyjemny. Skrzywił się lekko. - Będę się zbierał. Buziak na pożegnanie? - zażartował sobie i roześmiał się. - Dobra, nie bij. I tak liczyłem, że ktoś będzie przechodził uliczką, to bym wmówił tej osóbce, że to Ty mnie tak załatwiłaś i krwawię. Podbudowałbym Ci reputacje na dzielni. - dodał z szerokim uśmiechem. Nie żartował tym razem. Naprawdę miał taki plan. Ciekawe tylko czy uwierzyliby mu. Rany były autentyczne, chociaż jedno spojrzenie na drobną albinoskę negowało całą wierzytelność słów Arvo. - No to do zobaczenia. Staraj się działać rozsądniej i mniej zasłaniaj włosy, bo są zajebiste. - te słowa mówił już podczas cofania się. Zrobił kilka kroków w tył, aż w końcu pomachał jej pobrudzoną krwią ręką, aby po tym odwrócić się i ruszyć w swoją stronę. Czuł się jakby dryfował, a nie spacerował ulicami Ivory. Chyba jednak był krytycznie głodny. Chyba. Z/t |
| | |
| Temat: Re: Ulica Słoneczna | |
| |
| | | |
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
Wymiana Wszelkie podobieństwa do miejsc, osób i wydarzeń jest całkowicie przypadkowe. Administracja nie ponosi odpowiedzialności za obrazy używane przez użytkowników. Jeżeli obrazek jest niedozwolony, administracja go usunie. Seagull Bay zostało opracowane i okodowane przez Sugę. Uprasza się o niekopiowanie żadnego z elementów forum. | |
|